także swego drugiego.<br><br>Odbyło to się wszystko niezmiernie szybko, sprawnie, niemalże z wdziękiem. Sportowo. Dorniery spadały z powietrza jak kuropatwy ze stada. Niektóre w dubletach.<br><br>Odbyło to się tak szybko, że dopiero teraz na pomoc zlatywały z góry Messerschmitty, nie związane dotychczas w walce z Hurricanami. Przyleciały za późno. Rozgrom bombowców był dokonany, wyprawa rozbita. Który z Dornierów jeszcze cały, rwał co sił ku Francji, pojedynczo, dwójkami, chyłkiem, jak popadło. Wszystkie w popłochu, na oślep. Już lotnicy z czarnymi krzyżami nie chichotali. Zastygły im śmiechy. Podpalacze przedmieść Londynu sami ginęli w płomieniach własnych maszyn. Rozbitków, uciekających przez wschodnią Anglię, wyłapywały i