z trawników powyrywali.<br>Potem Masza pracowała w instytucie naukowo-badawczym przy innej fabryce. Przez okrągły rok nie dostawali pensji. Gdy dyrektor sprzedał zakład, wszyscy wierzyli, że wreszcie zapłaci, ale zniknął z pieniędzmi na Zachodzie. - To był straszny rok - wspomina. - Chodziłam piechotą, bo na bilet tramwajowy nie było mnie stać, dosłownie brakowało nam chleba, grozili, że wyłączą prąd. Siedziałam i płakałam.<br>Maszy trochę pomagała córka. Zna pięć języków i też jest inżynierem z wykształcenia, ale powodzi jej się dobrze nie z tego powodu, tylko dlatego, że wyszła za mąż za polskiego biznesmena, który prowadzi we Lwowie interesy. - Mam jeszcze młodszego syna - mówi