o wszystkim, co dotychczas było, i oblekł się w inną skórę, przecież niezupełnie dla mnie obcą, kto wie, czy nie pokochałbym jej naprawdę. Biorę Suzanne za rękę, przysuwam się do niej, jak mogę najbliżej, ale płoszą mnie czyjeś kroki. Schodami w górę idzie Janka Birmin. Przystaje przy poręczy, podpiera pięścią brodę i wpatruje się w nas bezczelnie.<br>- Co pani patrzy jak sroka na malowane wrota? - mówię naprawdę zły.<br>- Po pierwsze, mówi się jak "sroka w kość", a po drugie, po co pan tej francuskiej sroce w głowie przewraca? Mógłby się pan trochę poważniej zachowywać w obozie dla internowanych w czasie wojny