postępowała z tyłu, szła na ślepo. Zmieniały się więc za każdym razem, aby było sprawiedliwie. Wchodząc wciąż i schodząc tym samym szlakiem, nabierało się wprawy, stopy wzwyczajały się do właściwych stąpnięć, jednakże murarska bełtucha przeciekała z nieszczelnych nosiłek i oblepione nią kładki stawały się niebezpieczne.<br>Gdy robotnice narzekały, że ślisko, brygadzista "Aleksiej-Paskariej" mawiał: "<foreign>niczewo, niczewo, baby, wied' żopa u was miahkaja</>", dopóki sam nie pośliznął się na kładce i gruchnął zadem o ziemię ku powszechnej uciesze. Chichotały, gdy klnąc i pojękując gramolił się na nogi i dwa dni chodził zgięty w pałąk. Ale świeżych desek nikt nie dostarczył i o