domów, obok których przechodził, z niepokojem wyłapywał rwane odbicia sylwetek przechodniów.<br>Szyc mieszkał niedaleko, w niskim parterowym domku, udającym coś lepszego, dworek, może małą karczmę. Drzewa wokół bardziej szare niż gdzie indziej. Małe podwóreczko pełne błota, parę desek pod parkanem, wywrócony koziołek do rżnięcia drewna, pniak, na nim białawe łupki, brzezina, oto co zobaczył. Obok progu leżała nadpsuta szara reneta. A może coś zupełnie innego, wystarczyło schylić się, podnieść, sprawdzić. Wybrał niewiedzę, kopnął to, odsłaniając ciemną plamę od spodu, gąbczastą pleśń. Pachniało intensywnie próchnem. Z zielonej okiennicy odpadała farba, obnażając deski pokryte miałką, wysuszoną drzewną rdzą z rudymi zaciekami. Nikogo na