Przyszło mu do głowy - niech go pochowają w parku, na nordycki sposób, pod jesionem, w starej ciszy. Żeby liście opadały swobodnie, jak im wiatr każe. Jednako, na inne liście, na ścieżki, trawniki i na jego grób. Pragnął być z naturą, tak jak doskonale jest z nią każdy kamień, byle kępa brzeziny, kruchy trop wiewiórki czy niebieski zawiew od kartofliska. Raz na zawsze wtopić się w to, co naprawdę istotne. Mało trzeba, odpowiednio duży kamień z napisem "Jan Jassmont" i dwie daty, urodzin i śmierci. Wystarczy. W drugim tomie Pszczoły w czaszce (tej barokowej, pławiącej się w czerwieniach kardynałów, w bieli świec