w stronę Babic, płoszy li czajki, patrzyli na koźlęta o guzowatych czołach, co trykały się nawzajem głowami, jakby swędziały je kiełkujące różki: Pasł; się stada kóz na tutejszych nieużytkach, sapowatych i kwaśnych.<br>Widok małych zwierząt jest miły, rodzi myśli spokojne i ciepłe. Przyszła wtedy wieczorem do Stacha i siedziała na brzeżku stołka, jadła końcem łyżki, wydawało się, że pragnie zajmować jak najmniej miejsca. Przepraszała za kłopot, żenowały ją okoliczności jej ucieczki przed śmiercią. Stacho nie pytał o nic i radził: - Nie szarp się. Aleksandra mi mówiła, że chcesz dalej pracować w tym swoim sklepie. Rzuć to do diabła. Oni mają twój