do rowu włazi na czworakach.<br>Za miedzami, za ustroniem młyna<br>Bóg się kończy - trawa się zaczyna.<br>Kurz, świetlejąc, dogasa nad drogą,<br>I jest wszystko, choć nie ma nikogo!<br><br>Tylko brzoza, kwitnąc w światów mnóstwo,<br>Całe swoje w snach odmilkłe brzóstwo<br>Z nagłym szeptem wcudnia do strumienia,<br>Gdzie raz jeszcze w brzozę się zamienia.</><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>NIEDZIELA</><br><br>Za miastem na odludziu - rozpacz i Niedziela!<br>Puste niebo zaledwo ziemi się udziela.<br><br>Dwoje nędzarzy bladych z miłości i strachu<br>Szuka w rowie przytułku dla pieszczot bez dachu.<br><br>On jej piersi, zużytym śmiałkujące czarem,<br>Ogarnia skrzętnej dłoni przymilnym sucharem.<br><br>A ona w zmierzchach rowu źrenicami dnieje,<br>Oddając