Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
kroczyła ładna, czarno-biała krowa. Kupił woreczek kaszy, taniej, niż się spodziewał, okupacyjne szczęście, kawałek podsuszonego boczku i biały, jakże wonny ser w lnianej ściereczce. Pieniądze dała mu rano Róża, nie pytał, skąd ma, zawsze tak było, bez słowa wyjaśnienia. Domyślał się, że pochodzą od Konstantego. Wyszedł boczną furteczką pod brzózkami. Minął kogoś w szarym tajniackim płaszczu z podniesionym kołnierzem. Po paru krokach uświadomił sobie, że to granatowy policjant Sekuła. Wszyscy go tutaj znali. Liście na stoku wzgórza, obok którego cichło targowisko, z oddalenia wydawały się czerwonobursztynową łuną, łuną dalekiego pożaru bez dymów, poprzecinaną kilkoma żyłami ścieżek.

- Wiesz, ten Szyc zupełnie
kroczyła ładna, czarno-biała krowa. Kupił woreczek kaszy, taniej, niż się spodziewał, okupacyjne szczęście, kawałek podsuszonego boczku i biały, jakże wonny ser w lnianej ściereczce. Pieniądze dała mu rano Róża, nie pytał, skąd ma, zawsze tak było, bez słowa wyjaśnienia. Domyślał się, że pochodzą od Konstantego. Wyszedł boczną furteczką pod brzózkami. Minął kogoś w szarym tajniackim płaszczu z podniesionym kołnierzem. Po paru krokach uświadomił sobie, że to granatowy policjant Sekuła. Wszyscy go tutaj znali. Liście na stoku wzgórza, obok którego cichło targowisko, z oddalenia wydawały się czerwonobursztynową łuną, łuną dalekiego pożaru bez dymów, poprzecinaną kilkoma żyłami ścieżek.<br><br>- Wiesz, ten Szyc zupełnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego