Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
wdzięcznością Przyjąłem Propozycję, żeby z nim razem wyjechać za miasto. Być w ruchu, nie patrzeć wciąż na jedno i to samo, zająć się jakąś rozmową- oto czego potrzebowałem! Maliński wrócił do swego pokoju po psa, ja ze złością rzuciłem u siebie na łóżko niepotrzebne notatki i lupę. Na mój widok buldożek zawarczał. Ale w aucie uspokoił się i usadowił na moich kolanach. Ruszyliśmy. - Dokąd się skierujemy? - zapytał Maliński. - Nad morze?
- Aby tylko nie do Ostii! - zawołałem. - A to czemu?
- Nie wiem!
- Że będzie tłok? Tego się pan obawia? Przecież dzisiaj jest dzień powszedni.
- Znam Ostię.- odparłem. - Wolę zwiedzić miejscowość, w której
wdzięcznością Przyjąłem Propozycję, żeby z nim razem wyjechać za miasto. Być w ruchu, nie patrzeć wciąż na jedno i to samo, zająć się jakąś rozmową- oto czego potrzebowałem! Maliński wrócił do swego pokoju po psa, ja ze złością rzuciłem u siebie na łóżko niepotrzebne notatki i lupę. Na mój widok buldożek zawarczał. Ale w aucie uspokoił się i usadowił na moich kolanach. Ruszyliśmy. &lt;page nr=125&gt; - Dokąd się skierujemy? - zapytał Maliński. - Nad morze?<br>- Aby tylko nie do Ostii! - zawołałem. - A to czemu?<br>- Nie wiem!<br>- Że będzie tłok? Tego się pan obawia? Przecież dzisiaj jest dzień powszedni. <br>- Znam Ostię.- odparłem. - Wolę zwiedzić miejscowość, w której
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego