Warszawę. Codziennie na bocznicę naszej stacji podstawiano długie składy wagonów, które po trochu wywoziły polodowcowe wzgórza, najpierw na budowy Śródmieścia i Muranowa, a potem, kiedy byłem już licealistą i studentem, na betonowe blokowiska Woli, Służewca i Ursynowa. Teraz górki się zestarzały, jak cała reszta świata. Nawet w porannym słońcu wyglądały buro, porośnięte jakimiś badylami i anemicznym zielskiem. Ale bieganie wśród nich nadal było przyjemnością. <br><br>Bez wysiłku unosiłem kolana w górę, jak uczył nasz trener Staszek, miarowo odbijałem stopy od ziemi. Zmieniałem tempo, na krótkich odcinkach przechodząc w sprint, jak na rozgrzewce przed meczem. Poczucie znużenia po nieprzespanej nocy minęło. Niepostrzeżenie pokonywałem