w lewej pusty, wyciągnięty z wista. Szybko, choć nie tak jak pragnął, wypychał kciukiem naboje z jednego i trzema palcami pakował do drugiego. Czuł, że Klucznik mu się wymyka.<br>Fatalnie się pomylił.<br>Dotarł do holu i właśnie wstawał, kiedy kopnięte drzwi rozwarły się gwałtownie i w progu stanął ten nieśmiertelny bydlak. Trzy metry. Za mało, by chybić. I ułamki sekundy. Za mało, by trafić napełnionym do połowy magazynkiem w gniazdo, pozwolić zamkowi zagarnąć pierwszy nabój, obrócić broń i strzelić we właściwe miejsce. Czyli poniżej pasa lub powyżej klatki piersiowej - gdzieś, gdzie nie ma już kamizelki.<br>Ta, którą nosił Klucznik, nie należała