czym mnie ratować. Nie pisałbym tego teraz, gdyby nie powrócili Pazur i Łagodna.<br>Wysłuchawszy nieco chaotycznej opowieści syna, Łagodna wpadła w szał. W ciągu dwóch minut przekonała męża, że nie jest nawet w połowie tak zmęczony, jak mu się zdaje, i że natychmiast ma sprowadzić pomoc. Nieważne skąd, byleby to był człowiek znający się na ranach. Po czym ruszyła do legowiska Szaleńca. Obrzuciła go słowami jak gradem kamieni, wyjaśniając co myśli o staruchach, pozostawiających dzieci bez pomocy, w obliczu niebezpieczeństwa.<br>Wszystko w jednej chwili zaczęło wracać do normy.<br><br>Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem po odzyskaniu przytomności, były zielone pióropusze na szczytach drzew, które