ani kropla, ale od rzeki wiało coraz silniej, kołysząc niskimi gałęziami. Biegli wzdłuż wału niczym wzdłuż grzbietu stumilowego węża zanurzonego w trawie, pod stopami mając na przemian to żwir, to gliniastą ubitą ziemię. Anglikowi zdawało się, że biegną już całymi godzinami, bez zmęczenia, ale jak w sennym koszmarze, kiedy każdy cal ścieżki próbuje urosnąć do plus nieskończoności i jeśli mu pozwolić, jeśli nie przeskoczyć o jeden krok dalej, uwięzi na zawsze. Przy następnym rozbłysku okazało się, że Carlos jest tuż, tuż: zamiast biec, stał przy betonowym filarze wielkiej rury gazociągu, wysokim łukiem przerzuconej w tym miejscu przez rzekę. W piorunowym świetle