się jej<br>nieobecności jak jej samej.<br> Tak właśnie umarła matka, jakby kurom swoim poszła ziarna posypać i<br>jeszcze nie wróciła. Najpierw płakać chodziła gdzieś poza dom, raz ją<br>nad rzeką spotkałem przy praniu szmat, raz w dzikim bzie, a potem<br>schnąć zaczęła, że wyschła na szczapę, na wiór, aż wyschła całkiem z<br>tego świata.<br> Nawet ojciec nie pamiętał, żeby zmarła. Nie martwił się nigdy jej<br>nieobecnością. Ta nieobecność stanowiła jakąś część matki, jak<br>wieczorny jej różaniec, jak czesanie włosów, szelest spódnic, ciepły<br>zapach mleka po wieczornym udoju. Ufał więc widocznie ojciec tej<br>nieobecności, jak i jej przez całe życie ufał. A