wyprawie w nieznane - na podwórze, jak myjemy się przy korycie obok studni z żurawiem, który tak zmyślnie - nie zmuszając do wysiłku - czerpie wodę z głęboka, a potem siedzimy w kuchni przy stole, na zydlach, i zajadamy się pierogiem, tutejszym przysmakiem (ziemniaki przyrządzone jak farsz do pierogów ruskich, z serem, przysmażoną cebulką, solą i pieprzem, zapieczone w chlebowym cieście), jak przed każdym z nas piętrzy się ogromna pajda, ukrojona jak porcja tortu, z bochna, z koła, i stoi garniec kwaśnego mleka przyniesionego z piwniczki, cudownie chłodzącej pośród letniego upału, i nie można go pić, takie gęste, lecz trzeba jeść jak studzieninę, krojąc