przyrodzonego porządku, a jakże!.... Poszła sobie przez Komisję Rządową Przychodów i Skarbu... przez wojewódzką, naszą, kaliską komisję... przez tego oto, przy moim stole siedzącego, pana komisarza - - do mnie!... No, bo juści do mnie!... w moim domu i przy moim stole będzie.., tego... sądzona skarga, na mnie podana, che, che!... Głupie chamy!<br>Tego rodzaju myślami delektował się pan Czartkowski pomiędzy jednym a drugim kęsem kruchego kapłona, zamieniając równocześnie luźne i obojętne słowa z siedzącym naprzeciw komisarzem delegowanym, panem Słotwińskim, który zresztą niewiele się odzywał, bo właśnie z wielką; pilnością i bardzo sumiennie oporządzał tłuściutkie kapłonie skrzydełko.<br><page nr=147><br>- I wierz tu, kiedy mówią malkontenci