I jedzie powoli, wokół żywej duszy, tylko deszcz leje. Na rondzie skręca w prawo, wiesz, w Sybiraków, i jedzie do lasu. A rozognione charty rozglądają się czujnie i strząsają z siebie co chwila iskry. Przy lesie przystanek, a na przystanku dwie laski niewinne czekają na dziesiątkę. Auto zatrzymuje się i charty doskakują do nich, wczepiają się kłami w ich przerażone ciałka i ciągną do limuzyny. A w środku swąd trupi, dym gęsty i owłosiony czarniawy olbrzym, z koszulą rozpiętą, klatą gorącą, na wpół rozebrany, podniecony jak jasna cholera widokiem dziewczątek. I rogi podobno miał, kopyta, ryj kosmaty. Chwyta dziewczyny za głowy