Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
nie byle jaki. A chatę miał opodal młyna, tuż nad potokiem. Wyszedł więc któregoś dnia ten Sobanek na przyzbę, na Gładkie spogląda i widzi, że chmura ogromniasta, czarna zawisła od tej strony na niebie i gradem zaczyna sypać, wielkim jak gołębie jaja. A wśród tego gradu chłopaczysko jakieś nieznajome przed chatą stoi. Nie wiadomo, skąd się wziął. Z gołą głową, bosy, w portkach tylko i w serdaku. Trzęsie się z zimna i zębami szczęka. Ulitował się nad nim Sobanek.
- Pójdźże, nieboraku - powiada - ogrzejesz się w chacie.

Przy kominie go sadza, drew dorzuca, żeby cieplej było. Ale chociaż ogień na kominie coraz
nie byle jaki. A chatę miał opodal młyna, tuż nad potokiem. Wyszedł więc któregoś dnia ten Sobanek na przyzbę, na Gładkie spogląda i widzi, że chmura ogromniasta, czarna zawisła od tej strony na niebie i gradem zaczyna sypać, wielkim jak gołębie jaja. A wśród tego gradu chłopaczysko jakieś nieznajome przed chatą stoi. Nie wiadomo, skąd się wziął. Z gołą głową, bosy, w portkach tylko i w serdaku. Trzęsie się z zimna i zębami szczęka. Ulitował się nad nim Sobanek. <br>- Pójdźże, nieboraku - powiada - ogrzejesz się w chacie. <br><br>Przy kominie go sadza, drew dorzuca, żeby cieplej było. Ale chociaż ogień na kominie coraz
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego