gwoździa pętlę zwisającej od stropu linki, ostrożnie szarpnął dwa razy - usłyszałem gdzieś w górze dźwięk dzwonka.<br><page nr=46> Ksiądz uniósł głowę, nasłuchiwał.<br>- Zawzięta! - mruknął znowu, trochę gniewnie, ale i z podziwem.<br>Chodźmy tam, skoro tak.<br>Poprowadził nas do przedsionka, a stąd - wąskimi i krętymi schodami - na chór.<br>Nie byłem tu jeszcze nigdy, chętnie bym się zatrzymał, ale Ksiądz uchylił nieduże drzwiczki, za którymi ujrzałem schody jeszcze węższe, pnące się w górę bez skrętów, niemal prostopadle.<br>Ksiądz dzierżąc ostrożnie lampę wspinał się pierwszy, ja za nim, za mną Ojciec.<br>Nagle bose pięty Księdza umknęły mi sprzed oczu - i już staliśmy na równej podłodze, w sześciokątnym