Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do ust całe śliwki, a pestki wypluwały za burtę. Zalatywało od nich potem i krochmalem z przepoconyćh bluzek. Spoglądałem od czasu do czasu na widniejący w oddali most łańcuchowy, na brzegi Truchanowej Wyspy, na pasażerów, po czym znowu zamykałem oczy i oddawałem się rozmyślaniom.

Wiedziałem nieomylnie
słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do ust całe śliwki, a pestki wypluwały za burtę. Zalatywało od nich potem i krochmalem z przepoconyćh bluzek. Spoglądałem od czasu do czasu na widniejący w oddali most łańcuchowy, na brzegi Truchanowej Wyspy, na pasażerów, po czym znowu zamykałem oczy i oddawałem się rozmyślaniom.<br><br>Wiedziałem nieomylnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego