jego malarstwie.<br> Na jego obrazach zaczęły się pojawiać i rozrastać puste pola, jakby je ogarniała jakaś skórna choroba, rodzaj martwicy, którą Z. daremnie starał się uzdrawiać i ożywiać, przemalowując, zeskrobując, czasem nawet niszcząc płótna. Szamotał się sam ze sobą bo artysta pomocy znikąd spodziewać się nie może.<br><br><page nr=41><br><br> Zaczął nawet trochę chorować, miewał często bóle serca. Ale lekarz, do którego się udał, wyśmiał go. Powiedział, że serce nie może boleć, bo nie jest unerwione. Że to po prostu histeria. Zapisał jakieś proszki (nazajutrz po tych proszkach, zażywanych przed snem, Z. czuł się tak, jakby go wypatroszono, napchano sianem i z powrotem zaszyto