nadzieję, bowiem i on należał już do <br>owego oddziału martwych. Milcząca, głucha śmierć <br>skradała mu się do ust.<br><br>Wówczas koniuszki palców zetknęły się z czymś <br>na powierzchni błota. Cofnął palce w pierwszej chwili, <br>ale zaraz znów je wyprostował. Objęły coś twardego, <br>co mocno tkwiło na swoim miejscu. Uczuł w dłoni chropowatą <br>powierzchnię korzenia czy gałęzi, pociągnął <br>ku sobie, nie ustąpiła. Z ogromnym wysiłkiem wydobył <br>z błota drugą rękę i złapawszy drewno, jął <br>ciągnąć z całych sił. Wydobył ciało <br>z grzęzawiska i chwytając coraz dalej, wlókł swój <br>ogromny ciężar. Błoto ustąpiło, wyrwał z niego <br>nogi, czuł jego przesuwanie się, odpływanie do tyłu