Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
kumys orzeźwiający spragnionych, ostatnie błogosławieństwo tych stron. Swobodni czabanowie, szukając wilgoci, pociągnęli w zakola Ubaganu, który nie wysychał, choć toń mętniała w czas suszy. Ze słonych jeziorek, rozsianych tu i ówdzie, piły wodę tylko wielbłądy. Kazachowie zniknęli bez śladu, jakby ich zdmuchnął stepowy wiatr. Wlokły się płowe godziny lata.
W chusteczce na czole, chroniącej przed udarem, Jaśka dźwigała z Ziutą murarską zaprawę z dołu po kładkach i rusztowaniach na wysokość drugiego piętra. Dopasowały się przy nosiłkach, znały swój krok. Kładki uginały się pod idącymi z ciężarem i trzeba było zważać, żeby nie potknąć się o przybite do desek szczeble, nieraz mocno
kumys orzeźwiający spragnionych, ostatnie błogosławieństwo tych stron. Swobodni czabanowie, szukając wilgoci, pociągnęli w zakola Ubaganu, który nie wysychał, choć toń mętniała w czas suszy. Ze słonych jeziorek, rozsianych tu i ówdzie, piły wodę tylko wielbłądy. Kazachowie zniknęli bez śladu, jakby ich zdmuchnął stepowy wiatr. Wlokły się płowe godziny lata.<br>W chusteczce na czole, chroniącej przed udarem, Jaśka dźwigała z Ziutą murarską zaprawę z dołu po kładkach i rusztowaniach na wysokość drugiego piętra. Dopasowały się przy nosiłkach, znały swój krok. Kładki uginały się pod idącymi z ciężarem i trzeba było zważać, żeby nie potknąć się o przybite do desek szczeble, nieraz mocno
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego