jej pomoże, doktorze Roacher. <br>Lekarz zerknął na ekran, na nieMarinę, znowu na <orig>ledy</>.<br>- Mam dobre <orig>kevorkianki</> - rzekł. <br>Hunt rozwalił mu głowę, uderzając nią o kant spinakiera. <br>Sanitariusz rozwrzeszczał się na całe gardło. Szybko zamilkł, zajrzawszy w transcendentalną głębię lufy remingtona (diabeł nie śpi). <br>Hunt podniósł Roachera, podtrzymał za ramię, lekarz chwiał się na nogach. Dłonią, w której uprzednio trzymał papierosa, macał się teraz po rozbitej skroni, skąd płynęła jasna krew. <br>- Wiedziałem, że tak to się skończy - mamrotał. - Skurwysyny. No proszę. Czemu nie. <br>- Przepraszam. <br>- Kim wy, do cholery, jesteście? <br>Hunt wruszył potężnymi ramionami, podczas gdy -<br>- Proszę wziąć podręczny diagnoster i pójść ze