uwagę sąsiednich stolików. Plisowane misternie turbany Sikhów tkwiły gęsto w zacisznych lożach, błyskały tłustą czernią ciasno pozwijane brody. Niełatwo było o miejsce.<br>Terey rozglądał się bezradnie.<br>- Wezmę na waflu, do ręki - ratował sytuację Mihaly.<br>Ruszyli w stronę bufetu spowitego w obłok pary syczącego zjadliwie ekspresu.<br>Istvanowi zdawało się, że w ciasnym przejściu o coś zaczepił, ale zaraz poczuł, że przytrzymała go ręka.<br>- Niech się pan do nas przysiądzie - usłyszał głos mecenasa Czandry. - Kapura pan zna. Doktorze, proszę zrobić trochę miejsca... Co dla chłopca? Pan, mocną kawę, wiem.<br>- Lody - odpowiedział odruchowo, siadając z ulgą. Uścisnął chłodną, kościstą dłoń adwokata i ciepłą, mocną