wieczko. Dwoma palcami wyjął jeden, duży, śliski, pachnący koprem, i podał go Konstantemu. Dla siebie wybrał mniejszy, mniej udany, z jasnym nalotem. Bimbru nalał do pełna. Spojrzeli po sobie i wypili, równo, do dna. Konstanty przyłożył do ust spocony nadgarstek, wciągnął woń rozgrzanej skóry. Jassmont odgryzł kęs ogórka. Wodnista białozielona ciecz trysnęła jak z balonika.<br>- Mocny, pierun - ocenił Konstanty. Stał na tle okna i Jassmont nie widział dobrze jego twarzy, a tego nie lubił.<br>- Śmierdzi odrobinę, nie wszystkie fuzle wyszły - dodał Jassmont.<br>- Taka jego okupacyjna uroda, bimber to nasza broń najlepsza. Ty wiesz, jaki dobry bimber Ruskie pędzą?<br>- Daj spokój z