Typ tekstu: Książka
Autor: Dukaj Jacek
Tytuł: Czarne oceany
Rok: 2004
Bał się, że mu się wyślizgnie: nie miała kończyn, nie było za co schwycić. Ubranie na niej rozeszło się, popruło, zestrzępiło, naga skóra paliła w dotyku, miejscami czerwona, miejscami żółta. Elastyczne opaski podtrzymywały liczne krwiodajki wyszabrowane z rozbijanych po drodze automatów. Nie mógł dopatrzyć się oczu, w ogóle - twarzy. Skądś ciekła cuchnąca ropa, prawie czarna. Kiedy tak jechali przez Mgłę, z początku wolno, lawirując ulicami, czuł wewnętrzne poruszenia organizmu: to oddychało. Przyłożył nawet ucho. Coś tam biło.
Obok gnał na piekielnym rumaku Lucyfer. Koń-szkielet rzygał z białej czaszki niebieskim ogniem. Był tak wielki, że mógłby spokojnie przeskoczyć harleya wraz z
Bał się, że mu się wyślizgnie: nie miała kończyn, nie było za co schwycić. Ubranie na niej rozeszło się, popruło, zestrzępiło, naga skóra paliła w dotyku, miejscami czerwona, miejscami żółta. Elastyczne opaski podtrzymywały liczne &lt;orig&gt;krwiodajki&lt;/&gt; wyszabrowane z rozbijanych po drodze automatów. Nie mógł dopatrzyć się oczu, w ogóle - twarzy. Skądś ciekła cuchnąca ropa, prawie czarna. Kiedy tak jechali przez Mgłę, z początku wolno, lawirując ulicami, czuł wewnętrzne poruszenia organizmu: to oddychało. Przyłożył nawet ucho. Coś tam biło. <br>Obok gnał na piekielnym rumaku Lucyfer. Koń-szkielet rzygał z białej czaszki niebieskim ogniem. Był tak wielki, że mógłby spokojnie przeskoczyć harleya wraz z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego