ten <br>bieg. I nagle krzyk. Prawie szczęścia, gdy zrozumiał, <br>że obły uścisk został za nim. Światło buchnęło <br>płomieniem, znalazło się przy nim, wokół. Wszedł <br>w nie. Blask poraził oczy, ogień objął twarz, przeniknął <br>do mózgu. Upadł.<br>I wtedy wreszcie się obudził.<br>Leżał na boku, na lewej, zdrętwiałej ręce. Po <br>twarzy ciekły mu łzy. Był odkryty i przemarznięty. <br>Małe światełko akwarium rozjaśniało niewyraźnie <br>kąt sypialni. Od uchylonego okna szedł chłód nocy, <br>a blask latarni stojącej tuż za oknem padał mu na twarz.<br>Westchnął z ulgą. Radość ze snu była stokroć <br>silniejsza. Tu - naprawdę - tylko tyle: uratował <br>się, ale miejscem, dokąd biegł, był