60. i 70. W rodzinach robotniczych, zasiedlających powstające wówczas blokowiska, licznie objawiali się krewni z miasta i ze wsi. Wizyty te miały charakter - jak pisze Feliks - utylitarno-potoczny.<br>Przyjeżdżał szwagier pomóc złożyć szafę, zaś wujenka - kupić kremplinę na garsonkę. Wieczorem, po "Czterech pancernych", piło się nowo odkrytą miejską kawę. Wpadał cioteczny brat na kielicha, już nie chłop, lecz robotnik. Na imieniny też prosiło się krewniactwo bliższe i dalsze, a jak się w blokowym mieszkaniu przy stole nie pomieścili, to jedli na raty i było dobrze.<br>Jesienią miejscy walili na pola krewniacze pomagać w żniwach i kopaniu kartofli, spodziewając się, nie bez racji