Opuszczone niebo jest zimne i dalekie. Ani boskie już, ani tym bardziej ludzkie.<br>Postać Szyca jakby się oddaliła. Szczegóły zanikały, rozmywały się, tylko koszula pozostała dostatecznie wyraźna, zatem osobna. Dlatego jego głos zdawał się bezosobowy, wydobywał się nie z niego, ale z miejsca za stołem. - Niech to diabli, znów gówniarze ciskają kamieniami - Szyc wybiegł z pokoju. Szybki w starym kredensie, tym w sieni, zadźwięczały, jakby ktoś uderzył o metalowe blaszki. Na strychu sapnęło. Prawdą stało się wymyślone, przeczute, oczekiwane ożywienie ciemności. Szyc powrócił do pokoju, bez słowa wyjaśnienia, z martwą twarzą. Postawił na stole, pośrodku, lichtarzyk z jedną jedyną świeczką. Zasłonił