wycofywać się w kierunku krainy wąwozów, wnikając w ich pełną cienia gmatwaninę, i oczom patrzących ukazał się "Cyklop", pozornie cały. Toczył się wciąż tyłem, bardzo powoli, rażąc dalej ciągłym ogniem całe otoczenie - głazy, piasek i wydmy.<br>- Dlaczego nie wyłączy miotacza!? - zawołał ktoś. Jak gdyby usłyszawszy te słowa, maszyna zgasiła płomień ciskanych wyładowań, zawróciła i z rosnącą chyżością potoczyła się w pustynię. Latająca sonda towarzyszyła jej na wysokości; w pewnej chwili zobaczyli coś, jakby nitkę ognia lecącą z niewiarygodną szybkością w ich twarze - i zanim zrozumieli, że miotacz "Cyklopa" strzelił w sondę, a to, co widzą, jest smugą cząstek powietrza anihilowanych na