rozgwiazdę powziął podejrzenia. Poderwał mnie z nadzieją, że czegoś się dowie, wybuchy uczuć deklarował w tymże samym celu. Jasne, tylko tak, kwitłam w tej Taorminie jak chińska róża na wiosnę, każdy by chętnie do mnie podeklarował. Pod palmą sterczał niewątpliwie w śledczych celach, prawdopodobnie chciał zrewidować mój pokój, znaleźć coś, co by mnie zdemaskowało. Nic nie znalazł, to pewne, wszystko, co posiadałam przy sobie, należało do Marii Gibois, nawet kalendarzyk Domu Książki zostawiłam w Paryżu. Niepewny swego, powiadomił mnie teraz o wyjeździe, licząc na to, że coś zrobię. Świetnie, wobec tego nic nie zrobię. Gdybym istotnie była sobą, to już tej nocy powinno