na piersiach za splecione rękawy, a w drugiej niosąc małą<br>walizeczkę. Przystawaliśmy i potem na krótsze, dłuższe odpoczynki, a na<br>którymś zjedliśmy wreszcie po tym obiecanym jajku, ojciec trzy, ja dwa,<br>matka jedno, a w którejś wsi poszła mleka kupić do jakiejś chałupy, ale<br>nigdzie nic takiego się nie zdarzyło, co by dało się zapamiętać, że<br>mogłem tutaj zgubić tego buta.<br> Słońce wspięło się na szczyt nieba, kiedy weszliśmy do wsi, gdzie<br>mieściła się gmina. I przy którejś z chałup z brzegu matka zobaczywszy<br>na podwórzu żuraw, wykrzyknęła:<br> - O, studnia! Poczekajcie, pójdę spytać się, to byś sobie nogi umył i<br>założył buty