Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
inny, w tym samym zresztą obszarze tematycznym, miał prośbę drugą i ostatnią: o dołożenie pewnego fragmentu z książki "O >>Lalce>Hamleta


Michał Okoński

"Nadgodziny Pana Boga"

Zjeżdżając o trzeciej nad ranem, bez świateł, krętą i wąską górską drogą przez Igman - jedynym kontrolowanym przez Muzułmanów traktem łączącym Sarajewo ze światem, nieomal co noc ostrzeliwanym - nie zastanawiasz się nad tym, jak później to opiszesz. Tamta rzeczywistość po powrocie do Polski staje się niemal całkowicie nieprzekazywalna. Strzelali? No tak, strzelali. Bałeś się? No tak, bałem się. Chłopak z konwoju, któremu kula serbskiego snajpera przeleciała parę centymetrów nad głową, nie potrafił opisać swoich myśli nawet tam
inny, w tym samym zresztą obszarze tematycznym, miał prośbę drugą i ostatnią: o dołożenie pewnego fragmentu z książki "O >>Lalce&lt;&lt;Bolesława Prusa". Książka była z 1950 roku, fragment miał niecałą stronę, nazywał się "Filiżanka". [cytat] Teksty Kotta też oczywiście przeglądają się w sobie, pocierają się sobą. Czterdzieści lat później filiżankę, tym razem romantyczną, znalazłem w eseju o "Fantazym": [cytat] Ileż tekstów Kotta zaczyna się od jedzenia. Ten o Gogolowskim "Rewizorze" i ten o Ionesco, z "Kamiennego Potoku". "Gorzki Krasicki" ze wstępu do "Wierszy wybranych" biskupa, 1964: "Najbardziej lubił czekoladę". Tytułowy "Nowy Jonasz": "Chowder jest zupą o bardzo ostrym smaku na mięczakach morskich"... I jeszcze z "Nowego Jonasza", "Korzeń. Bohdan Korzeniewski": "Nikt tak nie umiał przyrządzać konfitur z róży". Na pewno znalazłbym więcej, to tylko te, o których pamiętałem. Jedzenie, najbardziej przyziemna z funkcji życia, naturalna materia pierwsza. Powiedz mi, co lubisz jeść, a dowiesz się, kim jesteś. Nie tylko od samego jedzenia, ale i od jego smaku może zależeć życie. Pamiętam pewien film, choć tytułu już nie, gdzie zbrodnia doskonała została zdemaskowana, bo jeden z braci bliźniaków, morderca, załatwiając sobie alibi w tej samej restauracji, gdzie jadał jego brat, zamówił na obiad coś całkiem innego, niż to miał w zwyczaju czynić tamten, sobowtór fizycznie nieodróżnialny. Mordercę zgubił gust żołądka. Odwołanie się do magii szczegółu ma w przypadku Kotta jeszcze jeden sens, i dotyczy teatru. Teatr jest przede wszystkim ciałem, materią. Najpierw jest ciało aktora i ciało sceny, drewno praktykabli i plusz kotar, a dopiero potem jest dusza albo duch. Widzialność teatru w recenzjach Kotta była jego pospólnym z Puzyną odkryciem, jeśli chodzi o krytyczną metodę zapisu spektaklu. Dotąd opisywano sensy, po Kotcie i Puzynie trzeba już było opisywać nie tylko znaczenia, ale i znaczące. Potrzeba unaoczniania stała się z czasem w tekstach Kotta osobną pasją. Przekraczała ramy opisu tego, co widziane, w stronę tego, co wyobrażone, "co by było gdyby". Zapis Kotta, w rzeczowej lojalności wobec widzianego, przestawał nim być, gdy Kott czuł się zawiedziony. Wtedy zaczynał sam kreować własny teatr wyobraźni. Inna sprawa, że zdarzało się to na tyle często, iż Kott uchodził później nieomal za krytyka fantastę. To mu procentuje w Ameryce. Gdzie, jak pisze, nie chodzi do teatru, chyba że przyjedzie (przyjeżdżał) Kantor. Od dawna pisze głównie o dramatach. We wszystkich kontekstach kulturowych, cywilizacyjnych, mitologicznych, z pocieraniem tekstów i tak dalej. Ale widzialność tego teatru się nie zmniejszyła. Przeniósł się tylko z nieistniejącej albo niedostępnej rzeczywistości - do wyobraźni. I nadal jego dialogami gadają aktorzy, tupoczą po deskach scen i przymierzają w pracowniach kostiumy. "Uczonym szekspirologom brak teatralnej wyobraźni", napisał Kott w szkicu "Spodek i jego koledzy". Rzeczywiście. Jeśli teatrografia Kotta czymś się jeszcze oprócz mnóstwa innych odmienności różni od pozostałej teatrografii, to właśnie teatralną wyobraźnią. I czułością na teatralny konkret. W ogóle na teatr. Po Kottowej lekturze tego dramatu-komedii otwierają się oczy na dziesiątki niezwykłości i dziesiątki głupstw płynących z niedoczytania, czyli niedo-patrzenia. Wiele odkryć interpretacyjnych Kotta ma swoje początki w czytaniu tekstów przez ich sceniczną sprawdzalność albo niesprawdzalność. Zawsze, jak wiadomo, wymyślał inscenizacje. Czasem ktoś je dosłownie realizował w teatrze, czasem pozostawały na papierze albo w legendzie, bo Kott lubił je wymyślać także na użytek słuchaczy, potrafiących docenić jego niespożyty talent konceptualny. Nie zdziwiłem się, że na swoich zajęciach uniwersyteckich w Stanach Kott reżyserował ze studentami; okładka z programu teatralnego do "Ćwiczeń z &gt;>Hamleta&lt;<" jest wydrukowana w trzecim tomie "Pism zebranych". Tak jak literackie koncepcje interpretacyjne podnosił do wiarygodności przykładami z życia, tak uwiarygodniał teksty dramatyczne podnosząc je przestrzennie. [cytat] To Antygona, oczywiście; od tych zdań rozpoczyna się "Nowy Jonasz", cała książka, nie esej pod tym tytułem, który jest drugi w kolejności, po "Antygonie". To także gotowy zapis uwag reżyserskich i aktorskich. Ze wszystkich dotychczasowych ról, w jakie przebierała Kotta współczesna krytyka, lubiąca, zresztą czemu nie, miłe intelektowi analogie, najbardziej chyba pasowałaby doń rola Prospera. Jeden ze znanych kosmicznych ideogramów, anonimowy piętnastowieczny drzeworyt niemiecki, przedstawia gnostyczny (dziś może dopowiedzielibyśmy: faustyczny) motyw ciekawości nieznanego. Wędrowiec z laską podróżną, przemierzywszy ziemski świat przedstawiony tu jako pejzaż z rajskim Drzewem Poznania i niebem jednocześnie dziennym i nocnym, przebija głową i laską półkulę niebieskiego sklepienia. Zagląda, na czworakach, do Innego Świata. Ten nieznany świat jest z geometrii i ognia, ładu żywiołów, które czekają na swojego odkrywcę i swoje nazwy. Tak widzę Kotta wychylonego w inne światy. Wychylonego w życiu i pisaniu, gdziekolwiek by był i cokolwiek by pisał. Zdania wychylają się w rzeczywistość, która je uzasadnia, sprawdza i potwierdza. Dramaty wychylają się w teatr, a teatr w życie, bo sam jest życiem. Może dlatego jest w nich, tekstach, taki nieustanny ruch, poruszenie. Ruch jest życiem. "Nowy Jonasz", wracam do ostatniej książki Kotta, wprawdzie zamiera, ale nigdy do końca. Bo co wciąż wychyla się w życie, nie umiera.</&gt;<br><br>&lt;div type="art"&gt;<br>&lt;au&gt;Michał Okoński &lt;/&gt;<br><br>&lt;tit&gt;"Nadgodziny Pana Boga"&lt;/&gt;<br><br>Zjeżdżając o trzeciej nad ranem, bez świateł, krętą i wąską górską drogą przez Igman - jedynym kontrolowanym przez Muzułmanów traktem łączącym Sarajewo ze światem, nieomal co noc ostrzeliwanym - nie zastanawiasz się nad tym, jak później to opiszesz. Tamta rzeczywistość po powrocie do Polski staje się niemal całkowicie nieprzekazywalna. Strzelali? No tak, strzelali. Bałeś się? No tak, bałem się. Chłopak z konwoju, któremu kula serbskiego snajpera przeleciała parę centymetrów nad głową, nie potrafił opisać swoich myśli nawet tam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego