Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
ostrężyną; chyba żmija, bo cóż innego, znikła między kamieniami. Tyle dobra marnują, jakby sprzedać kamień, byłoby trochę grosza - pomyślał. Przez tę wojnę nauczył się kalkulować jak kupiec. Parę kamieni wyturlało się na zdeptaną ścieżkę. Kopnął jeden - odskoczył niespodziewanie daleko. To jedno zaskoczenie, drugie to spłoszone oczy Róży. Czy spostrzegła coś, co on przeoczył? Poszedł za jej spojrzeniem. W wykrocie, pomiędzy fałdami ugoru, pojawiła się gęsta zawiesina. Jakby ktoś otworzył powietrzne śluzy i uwolnił to, co ciemne i błądzące. Najbliższa przestrzeń napęczniała, dalej świata nie było. Znaleźli się w pustce o mętnoszarych granicach. Róża spojrzała na męża, jej oczy wydawały się nieobecne.
- Co
ostrężyną; chyba żmija, bo cóż innego, znikła między kamieniami. Tyle dobra marnują, jakby sprzedać kamień, byłoby trochę grosza - pomyślał. Przez tę wojnę nauczył się kalkulować jak kupiec. Parę kamieni wyturlało się na zdeptaną ścieżkę. Kopnął jeden - odskoczył niespodziewanie daleko. To jedno zaskoczenie, drugie to spłoszone oczy Róży. Czy spostrzegła coś, co on przeoczył? Poszedł za jej spojrzeniem. W wykrocie, pomiędzy fałdami ugoru, pojawiła się gęsta zawiesina. Jakby ktoś otworzył powietrzne śluzy i uwolnił to, co ciemne i błądzące. Najbliższa przestrzeń napęczniała, dalej świata nie było. Znaleźli się w pustce o mętnoszarych granicach. Róża spojrzała na męża, jej oczy wydawały się nieobecne.<br>- Co
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego