go, myśląc sobie, że to czuć to zwęglone, zagaszone przez Tokarskiego płótno, gdyby nie fakt, że woń stawała się coraz intensywniejsza. Z obawą wyjrzałem przez okienko. Zauważyłem, że ugaszone płótno zajęło się ponownie. Malutkie płomyczki ognia w kilku miejscach jednocześnie wolno pełzły po suchym materiale w górę i stawały się co raz większe. Poczułem lęk, gdyż byłem uwięziony w środku bez możliwości ucieczki. Próbowałem się uspokoić, tłumacząc sobie, że nic mi nie grodzi, bo obite blachą ściany budy nie zapalą się i ogień nie ma szans dostać się do środka. Nie na długo to wystarczyło, okazało się bowiem, że ogień zaczął okopcać