i stuknął lagą o menhir. - I mierzymy krokami, czy nas nie oszukali na akrach. <br>- A my tu wąpierza tropim!<br>- Kogo? <br>- Wąpierza - powtórzył dobitnie najstarszy z chłopów, drapiąc się w czoło pod sztywną od brudu filcową czapką. - Gdzieś tu swe leże mieć musi, przeklętnik. Osinowych kołków nastrugalim, najdziem potępieńca, przebodziem go, coby już nie wstał! <br>- I wodę święconą mamy w dwojakach, której nam błogosławiony kapłan użyczył! - zawołał ochoczo drugi wieśniak, demonstrując naczynie. - Pokropim krwiopijcę, niech na wieki wieków sczeźnie! <br>- Ha, ha - powiedział Zoltan Chivay z uśmiechem. - Polowanie, jak widzę, całą gębą, szeroko zakrojone i detalicznie przygotowane. Wampir, mówicie? No, to macie szczęście