jej decyzji. Ale jeżeli w ogóle był w Polsce, nie sądziła, aby czytywał organ PZPR - "Politykę". Od tamtego czasu, od tej krótkiej kartki pożegnalnej z jednym słowem: "Przebacz" nie dał znaku życia, a ona już mu dawno przebaczyła, tęskniła za nim, potrzebowała go. Być może, gdyby nagle przed nią stanął, cofnęłaby się, nie potrafiłaby wyciągnąć ręki do człowieka, który był mordercą jej matki. Ale gdzieś w głębi wcale tak o nim nie myślała. Śmierć matki to nie było właściwie morderstwo... to był nieszczęśliwy wypadek, tragiczny zbieg okoliczności... A poza tym to już nie była sprawa w w kategorii faktów. Nie umiała