Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
Niemal na pokładzie, a takie paskudztwo!
Bom - odbijam się od niego buciorami.
Ziemia!
Wyplątanie z lin. Szybko, jak najszybciej do kajuty. Nogi nie czują pokładu i głupio by było wywalić się teraz za burtę. Leżę na koi spływając potem. Tam, na górze, wiatr chłodził mnie, a wysiłek odbierał czucie. Piję colę - jedyną rzecz, jaka mi smakuje. Mam jeszcze dwanaście puszek. Jeśli będę mógł stawiać foka, wystarczy po jednej dziennie do San Francisco. Co znaczy, jeśli będę mógł? Oczywiście, że będę. Odpocznę i polezę jeszcze raz.
Szaleństwem było wierzyć, że działając samotnie na latającym maszcie uda się rozplątać jedenaście splotów stalowych lin
Niemal na pokładzie, a takie paskudztwo!<br> Bom - odbijam się od niego buciorami.<br> Ziemia!<br> Wyplątanie z lin. Szybko, jak najszybciej do kajuty. Nogi nie czują pokładu i głupio by było wywalić się teraz za burtę. Leżę na koi spływając potem. Tam, na górze, wiatr chłodził mnie, a wysiłek odbierał czucie. Piję colę - jedyną rzecz, jaka mi smakuje. Mam jeszcze dwanaście puszek. Jeśli będę mógł stawiać foka, wystarczy po jednej dziennie do San Francisco. Co znaczy, jeśli będę mógł? Oczywiście, że będę. Odpocznę i polezę jeszcze raz.<br> Szaleństwem było wierzyć, że działając samotnie na latającym maszcie uda się rozplątać jedenaście splotów stalowych lin
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego