teren. Jedna łódź poszła dalej ku zachodowi, za przylądek, w stronę Smoczych Kłów.<br>- Smocze Kły - wtrącił Agloval. - To dwie duże wulkaniczne rafy na krańcu przylądka. Widać je z naszego wybrzeża.<br>- Ano - potwierdził Zelest. - Zwykle to nie żeglowało się <dialect>tamój</>, bo to wiry tam, kamienie, nurkować niebezpiecznie. Ale na wybrzeżu pereł coraz to mniej. Tak, poszła tam jedna łódź. Siedem dusz załogi, dwóch żeglarzy i pięciu nurków, w tym jedna niewiasta. Kiedy nie powrócili o porze wieczornej, zaczęliśmy się niepokoić, chociaż morze było spokojne, jakby oliwą zlane. <orig>Wysłalim</> kilka bystrych skifów i wnet wykryliśmy łódź, dryfującą w morze. W łodzi nie było