koła, to elipsy, to wywroty, to loopingi, i w tej szalonej kotłowaninie było tyle niesamowitego wdzięku, że patrzącym z dołu walka wydawała się raczej pląsem, raczej turniejem średniowiecznym aniżeli rzeczywistością wojny totalnej.<br><br>Messerschmitty długo nie wytrwały. Nikogo jeszcze nie zestrzelono, lecz Polacy na zwrotniejszych Hurricanach coraz widoczniej nabierali przewagi i coraz łatwiej dopadali do ogonów przeciwnika. Ten i ów Messerschmitt, zbyt gorąco przypierany, zaczął dawać nura i wyrwawszy się ze zgiełku pędził nad Kanał ku Francji. Coraz puściej robiło się nad Dovrem, aż w końcu w powietrzu pozostały po samolotach tylko same białe smugi, niby cienkie długie ogony uciekających. Gonitwa przeniosła