biegu ręką i zniknęła między krzewami róż, które w blasku przedpołudniowego słońca omdlewały, tchnąc stężonym zapachem, słodkim i omamiającym, przyprawiającym niemal o zawrót głowy,<br>a my przyłączyliśmy się do przekupnia Mohammada, który nie spostrzegł nawet naszej nieobecności, targując się zawzięcie, na niby, z dziewczętami, ale zawsze w końcu życzliwie opuszczając coś niecoś z ceny, bo zresztą nie przychodził on do dwójki, aby zarobić krocie, lecz aby napatrzeć się do woli na dojrzewające dziewczyny o odsłoniętych twarzach, nogach i ramionach, i wszyscy trzej, zadowoleni, mijaliśmy znów bramę z surowym, nieubłaganym panem Wojciechem, pełniącym tu nieustanną straż, który żegnał nas życzliwym:<br>- Bywajcie z Panem