trudem wygramolił się z wózka, widać było bowiem, że jest znużony drogą, pełną upału i kurzu.<br>- Czy pan Gąsowski jest w domu? - zapytał uprzejmie, podnosząc rękę do kapelusza.<br>- Zdaje się, że go nie ma, bo niedawno poszedł w stronę lasu - odrzekła Wandzia.<br>- Poczekam! - oznajmił krótko przybysz.<br>Widać było, że go coś ubawiło, bo ze źle ukrywanym uśmieszkiem spojrzał na trzy oblicza, ponuro na niego spoglądające. - Nigdzie mnie, proszę państwa, nie witają kantatą! - rzekł<br>im dobrodusznie. - Ale nie taki diabeł straszny... Czy mogę spocząć na ganeczku? Proszę mnie nie pilnować - dodał z głośnym śmiechem - bo nie zabiorę drzwi...<br>Pan profesor zatrząsł się