Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Życie Warszawy
Nr: 8.02
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2002
te słupy wskoczyć. Byle nie płacić. Na tej lataninie najbardziej ucierpiało stado koni sąsiada. Helikopter przeleciał im tuż nad głowami. Konie w panice zaczęły uciekać, raniąc sobie nogi. - I kto za tę krzywdę zapłaci? - pytają ludzie na wsi. - Biednemu to zawsze wiatr w oczy. Jak ktoś mocny, to wlezie na cudze i chłopu się w nos śmieje. Szkoda słów.

Śmierć ojca

Kiedy po niebie fruwał sobie helikopter, ojciec Andrzeja Kostany, Kazimierz, sprawny i zdrowy starszy pan, jechał przez wieś furmanką. Koń tak się tej machiny powietrznej wystraszył, że stanął dęba. - Ojciec tę całą sytuację strasznie sobie wziął do serca. Cały czas
te słupy wskoczyć. Byle nie płacić. Na tej lataninie najbardziej ucierpiało stado koni sąsiada. Helikopter przeleciał im tuż nad głowami. Konie w panice zaczęły uciekać, raniąc sobie nogi. - I kto za tę krzywdę zapłaci? - pytają ludzie na wsi. - Biednemu to zawsze wiatr w oczy. Jak ktoś mocny, to wlezie na cudze i chłopu się w nos śmieje. Szkoda słów. <br><br>&lt;tit&gt;Śmierć ojca&lt;/&gt;<br><br>Kiedy po niebie fruwał sobie helikopter, ojciec Andrzeja Kostany, Kazimierz, sprawny i zdrowy starszy pan, jechał przez wieś furmanką. Koń tak się tej machiny powietrznej wystraszył, że stanął dęba. - Ojciec tę całą sytuację strasznie sobie wziął do serca. Cały czas
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego