podziemiach Kapitolu. Interweniowała policja. W zajściach zginął jeden z weteranów. Dopiero wojsko, pod dowództwem generała Douglasa MacArthura, siłą wyparło ich ze stolicy. Zbudowane przez nich budy mieszkalne spalono. Opinia publiczna obciążała prezydenta za te, godne pożałowania, interwencje. Hoover i konserwatyści próbowali jeszcze raz zrzucić odpowiedzialność za zajścia na komunistów i cyklistów. Jeszcze raz więc posłużono się straszakiem komunistycznym, choć bezskutecznie.<br>Kiedy czołgi i wojska MacArthura rozpędziły demonstrujących weteranów na Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie i wyparły ich następnie siłą z miasta, Hoover westchnął z ulgą, mówiąc: <q>"Dzięki Bogu, mamy jeszcze rząd, który wie, jak sobie poradzić z motłochem"</>.<br>Franklin Delano Roosevelt, kiedy