Moja metoda terapii matematycznej, która w stosunku do innych pacjentów dawała rewelacyjne wyniki, zawodziła na całej linii, gdy chodziło o Kirę. Zabiegi intymne doraźnie przywracały jej równowagę psychiczną, ale w następstwie pogłębiały jeszcze stany depresyjne.<br>Po naradzie z Ligenhornem zgodziłem się umieścić ją w klinice. Trzeba przyznać, że ten zdeklarowany cynik naukowy po trzymiesięcznej kuracji zdołał uwolnić Kirę od urojeń, halucynacji i napadów depresji. Wróciła do domu na pozór wyleczona, szczęśliwa, że znów jest ze mną, a nawet słyszałem, jak w łazience wesoło sobie nuciła. Przeżywaliśmy znowu chwile małżeńskiego szczęścia, chociaż nie odczuwałem w niej dawnego miłosnego zapału. Unikała moich pocałunków