rówieśniczek trzeba było długo czekać. "Kawaler" mógł się też sam z taką propozycją zwracać. Pełno tam było dzieciarni, bawiącej się pod okiem niań, guwernantek czy prostych "służących". Zdarzały się też i mamy, ale znacznie rzadziej, a tatusiowie to już nad wyraz rzadko i chyba wyłącznie w niedzielę. Od czasu do czasu park przecinał oddziałek szaro ubranych sierot z "ochronki", przypominając o tym, że nie każde dzieciństwo przebiega pod troskliwym okiem guwernantek i mamuś. Do Lazienek to już była wycieczka, ale za to, idąc wzdłuż Alej Ujazdowskich, można było spotkać Marszałka, nierzadko sunącego stępa, otwartym powozem, bez "obstawy" (termin wtedy nie znany