progów, które nie wiadomo po co przekroczyłem. Na tych niskich nic nie mogą. Na tych wysokich - nie widzą. Przeżuwałem pełen goryczy tę myśl, zirytowany, ale zarazem z uczuciem ulgi, że nareszcie mam i tę ostatnią próbę poza sobą. Spojrzałem na zegarek i zdziwiłem się. Wpół do siódmej! Wszystko razem więc - czekanie, rozmowa, odwrót - nie trwało nawet pól godziny. Poczułem głód i chęć, żeby jak najprędzej zaszyć się w swoim pokoju. Kupiłem parę tygodników ilustrowanych, które nie są w momentach podenerwowania najgorsze, bo odrywają myśl. Wsiadłem w taksówkę, żeby zdążyć na kolację. W "Wandzie" novum! Cameriera oświadcza, że w pensjonacie pełno, wobec