że tu są Pobiedziska, nie Belweder, zaproszeń specjalnych nie trzeba, ludzie wpadają do siebie po sąsiedzku i dobrze jest. I nawet nie chciała słyszeć o tym, że mógłby nie pójść z nimi. Na argumenty Konrada, że zaraz ma pociąg, babcia odpowiadała, że za półtorej godziny będzie miał następny i że czemu by nie miał pogadać sobie z Arturem i się zaprzyjaźnić. Mogliby nawet pomyśleć o jakim wspólnym przedstawieniu, bo mama Artura, pani Zdzisia, pracuje w Domu Kultury, gdzie jest prawdziwa scena - i w tym miejscu Konrad faktycznie pękł, zasady swoje cisnął w kąt i postanowił, że idzie.<br>Nie bacząc na to, że ilekroć